Strony

wtorek, 14 lutego 2012

Mikrodermabrazja z kwasami - moje gorzkie żale

Nie pierwszy raz wybrałam się na mikrodermabrazję. Nie pierwszy razy wybrałam się na zabieg z kwasami. Za to pierwszy raz zdecydowałam się je połączyć... I tak oto gdy po kilku godzinach przejrzałam się w lustrze aż nie wierzyłam w to co widzę.
Najpierw krótki wstępniak ;) Żebyście poczuli atmosferę sytuacji.
Godzina 10:00   Pewien renomowany gabinet w centrum Warszawy. Początek zabiegu. No i czego się tu spodziewać. Diamentowa mikrodermabrazja, nic nowego. Jak dla mnie to nawet całkiem przyjemne uczucie. Potem kwasy. Najpierw mlekowy i to nawet dwa razy, potem migdałowy. Jak zwykle trochę szczypie, ale da się przeżyć. Neutralizator. Zmycie. Ampułka z kwasem hialuronowym, na to algowa maska z winem. Po zdjęciu maski czysty kolagen, na to krem odżywczy.
Po tym wszystkim nawet mój kosmetolog był zaskoczony. O tyle o ile po kwasach skóra była mocno podrażniona - nie widziałam, ale wierzę mu na słowo. Po masce cera była pięknie uspokojona. Zero zaczerwienień. Wydawała się nawet bielsza niż zwykle. Choć może to tylko kwestia światła w windzie...
Godzina 13:00  Magiczne słowa mojej przyjaciółki: "Byłaś u kosmetyczki? Widać". Mały test przed lustrem - nie było tak źle. Parę drobnych zaczerwienień, ale ogólnie nic strasznego.
Godzina 19:00  Powrót do domu i przypadkowe przejrzenie się przed lustrem. I co widzę? O zgrozo! Ślady jakby zadrapań rozrzucone po całej twarzy. Zaczerwienienia gdzie się da. Coś co wygląda jak otarcia, a to na nosie, a to na brodzie, a to na czole... Normalnie jakby mnie ktoś pobił... No i jak tu się nie załamywać? Do tego swędzenie policzków doprowadzało mnie do szału. No bądź co bądź, nie jestem nowicjuszem w tej dziedzinie. Po kwasach skóra zawsze się zsychała, łuszczyła. Ale te zadrapania... Podejrzewam, że od końcówki diamentowej mogły porobić się jakieś mikroskopijne nacięcia, które kwasy nadżarły odrobinę i uwydatniły. Szkoda tylko, że to przecież glikol może nadżerać, a mlekowy czy migdałowy nie powinien.

Dzień po zabiegu - czyli dziś.
No i zaczerwienienia częściowo poznikały. Za to te pseudo otarcia i zadrapania ciemnieją i wyglądają mało atrakcyjnie. Całe szczęście, że dziś nie musiałam się wychylać za bardzo z domu. Gorzej, że do czwartku to na bank nie zejdzie, a trzeba przecież wrócić na zajęcia...
Jak na złość, gdy płaciłam za zabieg pani z salonu ucięła sobie pogawędkę z moim kosmetologiem, o klientce z zeszłego tygodnia, która skarżyła się na tragedię na twarzy po mikrodermabrazji z kwasami... I tak powoli się zastanawiam nad ewentualną reklamacją... Tyle że ja tak strasznie nie lubię być upierdliwa. Tyle że te zadrapania, aż się proszą o pomstę do nieba.

W warunkach ekstremalnych jeszcze bardziej doceniam swoje ultranawilżacze: maseczkę z Dermomask i olej arganowy (ot taki "mały" nabytek z Maroka. Chwała im niech będzie za to cudo). Dermomask sam w sobie mile zaskoczył mnie jakością w porównaniu do ceny. I tak jak maseczka oczyszczająca (niebieska) przy cenie "aż" 13zł za 30ml czyniła cuda z moją cerą mieszaną (ahh ta strefa T -.-), tak nawilżająca od jesieni 2011 podbija moje serce. Olej arganowy za to nie raz już ratował mi skórę (w przenośni i dosłownie). Po paru akcjach ratunkowych ten zestaw raczej na stałe zagości w mojej kosmetyczce ;)

Teraz zastanawia mnie jedno... Czy poza mną ktoś po mikrodermabrazji z kwasami miał podobne powikłania?

1 komentarz:

  1. mi tak pani kosmetolog z poznania załatwiła twarz się się "przeżegnałam". Ja miałam tylko mikro-dermabrazję z darsonwalizacją , która miała złagodzić efekt pieczenia i zaczerwienienia. Niestety sie nie udało:P Czy posiada Pani może zdjęcia pokaleczonej twarzy? Ja właśnie kończę pracę licencjacką o peelingach mechanicznych i właśnie powikłaniach. Była bym stokrotnie wdzięczna za udostępnienie takich zdjęć - oczywiście w celach naukowych :)

    Pozdrawiam serdecznie z Poznania ,
    M.A
    mari.antoinette.make.up.artist@gmail.com

    OdpowiedzUsuń