Strony

środa, 15 lutego 2012

Recenzja: Clinique Almost Powder Makeup Teint Poudre Naturel

To chyba jedno z moich największych szaleństw kosmetycznych - jeśli o cenę chodzi
Idąc do Sephory nastawiałam się na puder Smashbox Halo Hydrating. Na miejscu okazało się jednak, że cena mocno mi się pomyliła (skąd wzięło mi się 130zł za duże opakowanie?!). I tak będąc już na miejscu, zaczęłam szukać czegoś odpowiedniego dla coraz bardziej alergicznej skóry. Nie wiedzieć dlaczego, zaczynały uczulać mnie rzeczy od których nigdy nic się nie działo... I do tego powrót problemów z cerą pod wpływem hormonów.
Clinique Almost Powder Makeup Teint Poudre Naturel to w zasadzie podkład mineralny w kamieniu. Byłam do niego dość sceptycznie nastawiona, dopóki nie przetestowałam go na miejscu. Naniesiony pędzelkiem ładnie kryje, nie tworząc efektu maski. Dodatkowo, możemy nanieść go punktowo palcem lub gąbeczką, co daje mocniejsze krycie. Efekt jednak wciąż jest naturalny. Oczywiście, można używać go jako pudru. Jak dla mnie naprawdę dobry do wykończeń. Ot takie 2 w 1.
Jak to Clinique ma w zwyczaju puder/podkład, kosmetyk musi mieć jednocześnie właściwości pielęgnacyjne. W tym wypadku antyoksydanty i filtr SPF 15. Używam go od listopada i przyznam, że skóra zachowuje się o wiele lepiej. Nie zatyka porów. Mam wręcz wrażenie, że ułatwia pozbywanie się wyprysków, ale to tylko moja subiektywna opinia.
Do mojej jasnej cery dobrałam odcień light 03(MF). Delikatnie ożywia moją cerę, choć podkłady płynne o ton jaśniejsze wydają się na mojej skórze za ciemne... Dodatkowo w pudrze dostrzec można drobinki rozświetlające. Nie mylić z brokatem jako takim ;) W puderniczce leciutko opalizują w słońcu, na skórze tworzą za to jednolita warstewkę, jakby mgiełkę. Dzięki temu skóra wydaje się delikatnie rozświetlona, zdrowsza i co dla mnie najważniejsze - naturalna.
Co ważne - nie zmienia koloru w ciągu dnia pod wpływem sebum, co zdarzało mi się z różnymi kosmetykami.
Matuje naprawdę na długo. Zazwyczaj w ciągu dnia obchodzi się bez poprawek. Czego czasem aż żałuję, bo używanie tego pudru to dla mnie prawdziwa przyjemność. Dlatego też puderniczkę zawsze mam przy sobie. Przez co miała okazję kilka razy spaść...ale na szczęście śladów nie ma ;)
Co do samych puderniczek. Spotkałam się z kilkoma modelami, mimo, że zawierały ten sam produkt. A to pędzelek jest chowany pod klapka z pudrem (jak na zdjęciu), a to puder kryje się na dnie... Przyznam szczerze, że długo sam kolor puderniczki kojarzył mi się ze szpitalnym korytarzem... Ale po kilku miesiącach razem przywykłam do opakowania do tego stopnia, że aż zaczęło mi się podobać.
Jak wspomniałam, używam od listopada, czyli ponad 3 miesiące. Dzień w dzień, świątek, piątek czy niedziela, w domu czy na wyjeździe. I nie widać żeby jakoś specjalnie szybko się zużywał. Jest leciutko wyświechtane pędzelkiem miejsce, ale większość pudru ma poziom wyjściowy. Wydajnością mnie miło zaskoczył.
Cena... no niestety tani nie jest. W Sephorze zapłaciłam za niego jakieś 110zł. Sprawdzałam już kilka razy i na necie da się kupić go taniej. Podejrzewam, że za jakieś 5-6 miesięcy nadejdzie czas na poszukiwanie okazji, bo przy tym pudrze zostanę z pewnością na dłużej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz